Ambasadorowie Parlamentu Europejskiego

To było bardzo intersujące wydarzenie. W siedzibie Biura Informacyjnego Parlamentu Europejskiego w Warszawie spotkali się dyrektorzy i nauczyciele szkół z całej Polski. Okazją było wręczenie przez wiceprzewodniczącego PE, posła SLD prof. Bogusława Liberadzkiego certyfikatów poświadczających, iż szkoła jest „Ambasadorem Parlamentu Europejskiego”.
W specjalnym programie edukacyjnym, który Biuro drugi rok z rzędu organizuje i któremu patronuje, bierze udział kilkadziesiąt szkół zawodowych i średnich.
Trudno przecenić jego znaczenie dla europejskiej edukacji młodzieży i kształtowania jej pro-europejskich postaw. Program „Szkoła Ambasador Parlamentu Europejskiego” jest tak skonstruowany, by młodzież nie wkuwała formułek, tylko, żeby poprzez konkretne zadania poznawała zarówno literę jak i ducha parlamentu, w którym przedstawiciele 28 państw, wspólnie – poprzez dyskusję, ścieranie się poglądów – wytyczają przyszłość Europy.
Szkoły biorące udział w tym przedsięwzięciu muszą więc zorganizować przynajmniej jedną lekcję europejską przygotowaną według dostarczonego im scenariusza, muszą zorganizować punkt informacyjny o Unii Europejskiej, zorganizować szkolny Dzień Europy, a także dyskusję na jakiś aktualny temat, którym zajmuje się PE. Na przykład dyskusję o uchodźcach.
W tym roku „Ambasadorami Europy” zostały m.in. szkoły z Bytomia, Morąga, Tczewa, Lublina, Końskich, Poznania, Płocka, Radomia, Warszawy… To naprawdę duża „europejska” sprawa.

Na koniec prof. Liberadzki, jako wiceprzewodniczący Parlamentu Europejskiego, opowiadał zebranym nauczycielom, pedagogom o pracy PE. To było specyficzne grono – jeśli chodzi o strukturę Parlamentu, jego zadania – fachowcy. Dlatego prosili o informacje, które niekoniecznie znajdują się w broszurach, czy opracowaniach. Profesor mówił więc o bieżących problemach związanych na przykład z Brexitem:
Skoro nie możemy być w Unii, w jakiej byliśmy dotąd i w jakiej chcielibyśmy być nadal, ale też nie chcemy „wypełniać” niejako brytyjskiego ubytku poprzez przyjmowanie kolejnych państw, to musimy być mniejsi, niż byliśmy. Jednak, żeby będąc mniejszymi nie być słabszymi, musimy być bardziej zintegrowani. Podstawą tej integracji są Euro i strefa Schengen…
Słuchaczy interesowała więc obecna pozycja Polski w Unii, bo przecież każdy widzi, że ona kształtuje się jakby od nowa. Kiedy w Unii coraz częściej mówi się o dalszej integracji, nasz obecny rząd stawia raczej na autonomię, co ma swoje konsekwencje. W Unii coraz głośniej jest o wspólnym budżecie strefy Euro, o funduszu walutowym strefy Euro, o wspólnych siłach zbrojnych, o wielu podobnych sprawach. Są to projekty, albo nawet posuwające się już do przodu plany, którym nasz rząd raczej jest niechętny. Dlatego mamy problem.
W Brukseli określają ten polski problem tak: „Państwo prawa, czy prawo władzy”…Nic, co tu się mówi i robi nie uchodzi tam uwagi. Każda opinia, uszczypliwość, kontrowersja wymierzona w Unię przez kogoś z polskich urzędników lub oficjeli, po 15 minutach znajduje się na najważniejszych brukselskich biurkach. To kształtuje opinię o nas i stosunek do nas.

Unia zbudowana jest na wartościach – demokracja, państwo prawa, prawa człowieka, wolność. W tych kwestiach nie ma dyskusji. Temu, kto tych wartości nie podziela, albo podziela je wyłącznie werbalnie, raczej trudno będzie być pełnoprawnym członkiem europejskiej rodziny. Co do reszty, co do możliwości spełnienia technicznych warunków, by z ekspresu nie przesiąść się do pociągu osobowego, to Polska wcale nie jest daleka od spełnienia niezbędnych kryteriów. Nawet to, które wydaje się najtrudniejsze, czyli przyjęcie Euro jest w naszym zasięgu – na pewno zaś pierwszy etap tego zadania, czyli rozpoczęcia procesu dochodzenia do wspólnej waluty. Unia zresztą deklaruje pomoc w tym zakresie, tym bardziej, że państw, w których nie ma jeszcze wspólnej waluty jest już w Unii tylko kilka. Słowem – wszystko jest w naszych rękach. Unia pomoże, ale też czekać Unia nie będzie. Wybór należy do nas.