Z końcem roku starły się w przestrzeni publicznej dwa pojęcia: ekologia i ekologizm. Wokół tego podziału, który osobiście uważam za sztuczny, nieistotny i zamącający cel, leży spór o to, jak traktować środowisko naturalne człowieka – czy eksploatować je, czy raczej korzystać zeń, dbając jednocześnie o nieczynienie mu szkody. Pytanie wydaje się retoryczne, odpowiedź bowiem może być tylko jedna. A jednak… spór się rozwija. Zwolennicy pełnowymiarowego korzystania z przyrody przywołują na pomoc Biblię z zapisanym tam wersem: „Czyńcie sobie ziemię poddaną”, ekolodzy natomiast (dla tych pierwszych „ekologiści”) zawsze mają pod ręką wyniki rozmaitych badań i obserwacji naukowych, z których niezbicie wynika, że problem ocieplenia klimatu narasta niebezpiecznie. Zdjęcia topiących się lodowców Grenlandii i zalanej wodą Wenecji robią wrażenie. Zamiast więc kłócić się o słowa, bierzmy się za to, co jest możliwe do zrobienia.
Unia Europejska reprezentuje już wystarczający poziom rozwoju technologicznego, a także dysponuje zasobami finansowymi, które pozwoliły Komisji Europejskiej ogłosić „New Green Deal” – „Nowy Zielony Ład”. Jego celem jest osiągnięcie w roku 2050 neutralności emisyjnej CO2 na terenie całej Unii. To znaczy, że przemysł ma produkować jak do tej pory, tylko w sposób jak najmniej szkodliwy dla środowiska, energetyka ma oczywiście wytwarzać prąd, czerpiąc jednak ze źródeł nieniszczących środowiska, budownictwo powinno stosować technologie mniej energochłonne niż obecnie, ba – całe życie społeczne przesunie się w kierunku prosumenckim – ludzie nie tylko będą zużywali prąd, ale też będą go produkowali.
Za „Nowy Zielony Ład” odpowiada pierwszy zastępca przewodniczącej KE, Frans Timmermans – ten sam, któremu tak niechętne są rządzące Polską elity. Pragnę jednak przypomnieć, że także przedstawiciele PiS byli członkami komisji PE, która przesłuchiwała Timmermansa, zanim wydała mu rekomendację na to stanowisko. Timmermans w ocenie komisji wypadł znakomicie, odpowiadał bardzo ciekawie i kompetentnie na liczne, szczegółowe nawet pytania. Na pewno koledzy europosłowie PiS pamiętają, że Timmermans bardzo mocno podkreślał, że musimy być w tym działaniu solidarni, że „zielony ład” musimy realizować wszyscy.
Mnie to przekonuje, rzeczywiście – jeżeli ktoś wyjdzie ze wspólnego frontu, to zostanie na marginesie. Niestety w sferach rządzących Polską nie brakuje niechęci, nie mam tylko pewności, w którą stronę skierowanej: czy jest to niechęć wobec „Zielonego Ładu”, co byłoby kompletnie nieracjonalne, czy wobec Timmermansa – co z kolei byłoby małostkowe. W każdym razie ta widoczna niechęć może być bardzo szkodliwa dla Polski. Przygotowywany jest bowiem budżet UE na lata 2021-2027. Na razie finansowe potrzeby „Zielonego Ładu” określane są na 100 mld. Euro. Sto miliardów do podziału na wszystkie kraje Unii, ale nie dla każdego po równo. Oczywiste, że kraje takie jak Polska, gdzie w tzw. mikście energetycznym 80 proc. stanowi węgiel, muszą dostać znacznie więcej pieniędzy na restrukturyzację energetyczną swojej gospodarki i zniwelowanie idących za tym skutków społecznych niż na przykład Niemcy, gdzie węgiel, stanowi jedną trzecią ich źródeł pozyskiwania energii. Niestety Polska jest na razie jedynym krajem, który nie podpisał się pod „Nowym Zielonym Ładem”.
Rozumiem i każdy chyba rozumie, że mamy takie zaszłości, jakie mamy, ale nie wolno wyjść z tego programu! To nieprawda, że uzyskaliśmy zgodę na pójście specjalną drogą, że przystąpimy do programu, ale na naszych warunkach. Rząd niczego nie uzyskał, odwlókł jedynie decyzję do czerwca.
A przecież tu nie ma żadnej ideologii, tu nie trzeba dzielić włosa na czworo – ekologia, czy ekologizm – trzeba działać praktycznie, solidarnie i roztropnie. Po to my – europosłowie polscy – jesteśmy w Parlamencie Europejskim, żeby na miejscu zadbać o nasz wspólny interes. Bez wątpienia jest nim zachowanie świeżego powietrza, wody, lasów, upraw, zachowanie świata nieokaleczonego działalnością człowieka, dla naszych dzieci, dla naszych wnuków.
I tego Państwu i sobie życzę w Nowym Roku!