Liberadzki: Koniec prostego wydawania unijnych pieniędzy. Co to oznacza dla Pomorza?
Andrzej Kraśnicki jr
14 grudnia 2018 | 01:00
Nie wszystko, co odbywało się dotychczas na zasadzie „jesteście biedni, to my wam damy pieniądze” będzie kontynuowane – mówi o nowym budżecie unijnym Bogusław Liberadzki, wiceprzewodniczący Parlamentu Europejskiego i zarazem europoseł ze Szczecina
Bogusław Liberadzki jest w Parlamencie Europejskim od początku polskiej obecności w Unii Europejskiej. Wybierany był z list SLD. To doświadczony naukowiec i polityk. W 2008 roku został Europejskim Posłem Roku, doceniono jego aktywność i skuteczność w sprawach związanych transportem. Ma tytuł profesora zwyczajnego nauk ekonomicznych. Od 1998 roku jest profesorem na Wydziale Inżynieryjno-Ekonomicznym Transportu Akademii Morskiej w Szczecinie, a od 2001 roku kierownikiem Katedry Transportu Szkoły Głównej Handlowej.
Rozmowa z Bogusławem Liberadzkim
Andrzej Kraśnicki jr: Co nas czeka w przyszłej perspektywie unijnej?
Bogusław Liberadzki: – Powinniśmy coraz bardziej przyzwyczajać się do sytuacji, iż jesteśmy państwem, które osiągnęło pewien poziom rozwoju. Nastąpił istotny postęp przez te 15 lat – licząc w zaokrągleniu – naszej obecności w Unii Europejskiej. Nie wszystko, co odbywało się dotychczas na zasadzie „jesteście biedni, to my wam damy pieniądze”, będzie kontynuowane. Powinniśmy najpierw zrobić sobie przyzwoity remanent tego, co udało nam się już osiągnąć i myśleć, jak uczestniczyć w postępie technologicznym i reindustrializacji Unii Europejskiej. Chodzi o udział w podnoszeniu konkurencyjności gospodarki unijnej, wzrost wydajności pracy, wzrost produktywności majątku jak i podnoszenie poziomu dobrobytu społeczeństwa.
Mamy granice otwarte, więc liczmy się z tym, że ludzie wciąż będą przenosić się tam, gdzie uznają, że będzie im się żyć lepiej. Niemal 3 miliony Polaków już się wyprowadziło z Polski i nie wiadomo, jaka część wróci. Nie chodzi przy tym tylko o lepsze pensje, ale też o bezpieczeństwo, służbę zdrowia, usługi użyteczności publicznej, dostępność tych usług, poczucie ludzkiej godności. To są wyznaczniki, które musimy brać pod uwagę, jeżeli chcemy zachować po prostu naszą ludność na terenie Polski, w tym oczywiście Pomorzu Zachodnim.
Brexit mocno wpłynie na budżet unijny?
– Jeśli brexit nastąpi, a musimy zakładać, że tak się stanie, to będziemy mieli po prostu niższy budżet. Mamy jednak kilka nowych działań, w których chcemy, by kwoty były wyższe niż zakładane. To postęp technologiczny, badania i rozwój.
A jak to przełoży się na fundusze dla nas? Dla Polski i samego regionu?
– Mamy dziś politykę spójności, która jest w dwóch częściach. To fundusze strukturalne dla regionów i fundusz spójności. W funduszu spójności, czyli tym na autostrady, koleje, ochronę środowiska nastąpi największe cięcie. Przy funduszach strukturalnych będzie daleko posunięta ostrożność, bo nawet Niemcy nie chcą go zmniejszać. A zatem może być tendencja: utrzymajmy na jak najwyższym poziomie kwoty przewidziane na regiony, a szukajmy redukcji w funduszu spójności na wielkie projekty. Zwłaszcza że ów fundusz zostanie uzupełniony o nowy instrument finansowy, czyli program Connecting Europe Facility, a także Europejski Fundusz Inwestycji Strategicznych. I w tym funduszu mogą się dość łatwo zmieścić inwestycje, które były do tej pory finansowane z funduszu spójności.
Spójrzmy jednak na to, co już nam się udało. To droga S3. Dzięki staraniom, które tutaj w Brukseli podejmowałem, mamy możliwość sfinansowania jej łącznie z tunelem pod Świną. Zbudowana zostanie także w całości na odcinku między Świnoujściem a Szczecinem. Mamy też rozpoczętą budowę drogi S6…
I właśnie na S6 mamy teraz potężny problem. Trudny pod względem geologicznym teren wymusił konieczność przeprojektowania części trasy, koszty wzrosną, zajmie to wszystko więcej czasu.
– Jestem gotowy włączyć się w to, by w Brukseli uznano albo korektę kosztorysu ze względu na te problemy albo ewentualnie przyjęto do wiadomości, że unijne środki na budowę drogi będą trochę później wykorzystane. Wracając do samej drogi – będzie kontynuowana do Gdańska, ale chciałbym, żeby powstała aż do granicy z Kaliningradem, bo to leży w naszym interesie, by powstał drogowy pierścień wokół Bałtyku.
Mamy też pieniądze na modernizację linii kolejowej Szczecin – Poznań, a także na odtworzenie nadodrzańskiej linii kolejowej, która zachęci do korzystania z polskich portów naszych południowych sąsiadów. Mamy unijne dofinansowanie na pogłębienie toru wodnego Świnoujście-Szczecin. Zatem zmniejszenie funduszu spójności dla naszego województwa nie będzie już tak bolesne, bo podstawowe cele mamy już sfinansowane.
A regionalne fundusze unijne?
– Mamy teraz 6,5 miliarda złotych i spodziewałbym się podobnej kwoty na następną perspektywę, czyli po roku 2020. Natomiast potrzebna jest duża debata, na co te środki przeznaczyć. Liczę, że przy poszerzonej koalicji w sejmiku województwa będzie łatwiej decyzje wypracować.
Są jednak obawy, że jakkolwiek byśmy się nie przygotowali, to i tak nic nie dostaniemy przez problemy z praworządnością. To realne?
– To zasadnicza obawa, którą powinniśmy brać serio.
Może być tak, że fundusze będą uruchamiane na podstawie tego, czy państwo jest państwem prawa, jest praworządne. Spodziewam się, że tego typu klauzula pojawi się przy konstruowaniu budżetu.
– To może oznaczać, że Polska otrzyma swoją kwotę np. 65 miliardów zamiast dotychczasowych 80 miliardów, ale uruchomienie tych środków będzie uzależnione od uznania, że Polska jest państwem praworządnym. I tu chodzi głównie o sprawę sądów. Dlatego że sędzia polski jest sędzią europejskim. A zatem, jeżeliby zaistniał spór między Komisją Europejską a polskim beneficjentem, a jest nim przede wszystkim rząd i sektor publiczny, to KE chce mieć pewność, że wyrok będzie sprawiedliwy, a nie z definicji na korzyść rządu.
Zakładając wariant optymistyczny, czyli taki, że fundusze mamy – jakie mogą być oczekiwania KE wobec regionów?
– Zacznijmy od oczekiwań generalnych. Trzeba sobie odpowiedzieć na pytanie, co uczyni Unię Europejską bogatszą, społeczeństwo usatysfakcjonowane, a gospodarkę bardziej konkurencyjną. Będziemy musieli się zdecydować, jakie przemysły będziemy chcieli rozwijać, ile ma być w tym nowoczesnej technologii, jaką produkcję chcielibyśmy wprowadzić. Na pewno nie możemy już mówić tylko o prostej naprawie dachu katedry, eleganckim wybrukowaniu ulicy, czy zbudowaniu linii tramwajowej. Musimy myśleć o wyższych celach.
Czyli na przykład jakich?
– Na przykład transporcie zbiorowym. Zamiast rozbudowy dróg może trzeba postawić na regionalny system połączeń kolejowych i autobusowych. Tak, żeby każda gmina została w niego włączona, czyli by skończyć z wyłączeniem i dyskryminacją komunikacyjną całych gmin i grup społecznych.
A co z branżą stoczniową?
– Statki zawsze będą potrzebne, ale pozostaje pytanie, jak ten przemysł chcemy traktować. Czy jako chory, który stale musi być pod kroplówką, czy też będziemy mieli w końcu program naprawczy, który doprowadzi do tego, że będzie to normalny biznes. Na razie mamy dwa pomniki – Stocznię Szczecińską i stocznię „Gryfia” – wokół których jest za dużo polityki, a za mało gospodarki.
Co zrobić ze środkową i wschodnią częścią regionu? To obecnie najbardziej wykluczony komunikacyjnie i gospodarczo obszar województwa. Fundusze unijne mogą jakoś mu pomóc?
– To obszar, który oprócz przemysłu drzewnego ma też produkcję rolną. Możliwy jest więc rozwój przetwórstwa rolno-spożywczego. Ja zacząłbym jednak od skomunikowania tych obszarów.
SLD ma w nowej koalicji członka zarządu województwa. Jest nim Stanisław Wziątek. Czy to oznacza, że chciałby pan włączyć się w tworzenie nowego programu wykorzystania funduszy dla regionu, mieć na niego wpływ?
– Wpływ to za dużo powiedziane. Ja chciałbym być nareszcie przydatny, czy też pomocny. Dotychczas nie miałem takiej możliwości. Nie chcę jednak niczego narzucać. Chciałbym spotkać się z sejmikiem wojewódzkim, chciałbym być w procesie tworzenia nowego programu operacyjnego, bo wtedy też łatwiej działać na rzecz regionu w Brukseli. Mogę mieć tu wpływ na pewne rozwiązania.
/ Gazeta Wyborcza Magazyn Szczecin 14.12.2018 r. /