Mało słów, dużo treści

Słyszę, że po swojej wizycie w Warszawie kanclerz Niemiec Angela Merkel zostawiła więcej pytań niż odpowiedzi. Być może, ale moim zdaniem w kwestiach zasadniczych nie pozostawiła wątpliwości. Mieli rację mieli ci, którzy postrzegali jej przyjazd, jako próbę ze strony nowego rządu Niemiec rozpoznania sytuacji w przededniu ważnych decyzji, jakie musi podjąć Unia Europejska w sprawie Polski.
Przypomnijmy: 20 grudnia 2017 Komisja Europejska ogłosiła uruchomienie procedury z art. 7 Traktatu o UE, który przewiduje sankcje wobec państw UE, w których zachodzi uzasadnione, poważne podejrzenie zagrożenia praworządności. Jednocześnie jednak Komisja uchyliła rządowi PiS furtkę, przez którą prowadzi wyjście z tej ambarasującej sytuacji: Komisja wycofa wniosek, jeśli w ciągu trzech miesięcy rządzący dostosują się do jej rekomendacji – czyli wycofają się ze zmian w Krajowej Radzie Sądownictwa, Sądzie Najwyższym, Trybunale Konstytucyjnym i sądach powszechnych. Pani Merkel przybyła na dzień przed końcem wyznaczonego terminu.
Premier Mateusz Morawiecki zapewnił ją o „otwartości na dialog zarówno z Komisją Europejską, jak i z instytucjami unijnymi w kontekście – jak powiedział – różnych debat, różnych dylematów, które teraz prowadzimy”. To znane już zdania – z ust nowego polskiego premiera i nowego ministra spraw zagranicznych słyszymy je w zasadzie bez przerwy. Podobnie, jak to, że zmiany w wymiarze sprawiedliwości w Polsce są potrzebne i że zwiększają one niezależność, niezawisłość, obiektywizm i jakość systemu sądowniczego, a nie ograniczają, jak się naszemu rządowi zarzuca. Premier Morawiecki wspomniał w tym kontekście tzw. „Białą Księgę” – rząd zdaje się wierzyć, że przy jej pomocy ostatecznie przekona wątpiących, że obecne polskie władze nie robią nic innego niż władze innych państw Unii Europejskiej, a dobro wymiaru sprawiedliwości i przemożna chęć utrzymaniu najwyższego poziomu demokracji w Polsce jest jego nadrzędnym celem. Niestety – „Biała Księga” jest produktem raczej promocyjnym i propagandowym niż prawniczym, co dosyć bezlitośnie zauważają ci, którzy się z nią zapoznali. Władze PiS chyba zdają sobie sprawę z tego, że może nie być łatwo, skoro mimo „Białej Księgi” premier Morawiecki zapewnił panią kanclerz, że wie oczywiście o wątpliwościach i sugestiach Komisji Europejskiej, i że przekażemy nie tylko tę „Białą Księgę”, ale również bardzo szczegółową odpowiedź.
– Jest światełko w tunelu, dojdziemy do porozumienia, dodał optymistycznie.
Pani Kanclerz Angela Merkel raczej nie podzieliła jego nastroju, gdyż wyraźnie oddzieliła Niemcy, swój kraj, od sporu, jaki Unia Europejska wiedzie z Polską. Na długi wywód premiera Morawieckiego powiedziała tylko, że z zadowoleniem przyjęłaby stanowisko KE o pozytywnych rozmowach z Polską. Co oznacza, że samo zapewnienia premiera Morawieckiego, to dla niej stanowczo za mało.
To było zresztą charakterystyczne dla całej jej wizyty – takie chirurgiczne wręcz wypreparowanie stosunków polsko-niemieckich i odłączenie ich od sporu Polska-UE. Ona to robiła na każdym kroku! To chyba nie był przypadek, bo na drugi dzień po jej wizycie Warszawa ponownie zajmowała uwagę Brukseli – tym razem Rady Unii do spraw Ogólnych. Mówiono właśnie o „Białej Księdze” i nie kto inny, jak niemiecki minister Michael Roth powiedział: „Nasze oczekiwania są jasne – spodziewamy się wprowadzenia odpowiednich zmian ustaw w Polsce, by zastrzeżenia Komisji zostały uwzględnione.” (cyt. za GW). To co pani kanclerz powiedziała ogródkiem jej minister powiedział wprost.
Podczas tradycyjnej konferencji prasowej na zakończenie wizyty premier Mateusz Morawicki – trzeba przyznać dość nieoczekiwanie, objawił się, jako gorący zwolennik reaktywowania Trójkąta Weimarskiego upatrując w nim zapewne szansy na zyskanie, jeśli nie jednoznacznego wsparcia, to przynajmniej zrozumienia dla argumentów PiS w sporze z UE. „Polska jest gorącym zwolennikiem dyskusji i szukania rozwiązań dotyczących kwestii europejskich w ramach działania tzw. Trójkąta Weimarskiego”… Ta deklaracja jest o tyle zaskakujące, że przecież głównie za sprawą poprzedniego rządu PiS i wyczynów poprzedniego ministra spraw zagranicznych Trójkąt Weimarski obumarł. Ostateczny cios zadał mu zaś nowy francuski prezydent Emanuel Macron, który stał się pierwszym krytykiem działań PiS w obszarze polskiego wymiaru sprawiedliwości. Macron mówił wprost, że Polska zasługuje na sankcje.
Od tamtego czasu, od roku 2017 – sytuacja nie tylko się nie polepszyła, ale wręcz pogorszyła. Komisja Europejska uruchomiła wymierzoną w Polskę procedurę Art. 7 Traktatu Europejskiego. Co więc mogła odpowiedzieć pani Merkel na tę zgoła niespodziewaną deklarację wiary w moc Trójkąta Warszawskiego złożoną przez premiera Morawieckiego?
„Rząd w Berlinie będzie się starał” o organizowanie spotkań w tym formacie… Czy można bardziej zdawkowo? Polityka, także polityka Unii Europejskiej, jest jak Internet – tu nic nie ginie, nic się nie zaciera, nie przechodzi w strefę niepamięci. Spisane są wszystkie słowa i czyny…
Zatem wbrew urzędowym optymistom należy powiedzieć, że w wyniku tej wizyty, w fundamentalnej sprawie przestrzegania w Polsce unijnych zasad praworządności, pani kanclerz Merkel ani o centymetr nie przesunęła się w stronę pozycji zajmowanych przez rząd PiS. Przeciwnie – jednoznacznie określała Unię jako związek państw, które łączy nie tylko wiara we wspólne wartości, ale też praktykowanie jej na co dzień. Unia, to dla niej – czego też nie omieszkała zaznaczyć – związek tworzony przez 27 państw, zbudowany na wspólnym dla wszystkich fundamencie demokratycznych ideałów, pośród których państwo prawa jest wartością pierwszą.
Pani Merkel dała natomiast wyraz pewnego zrozumienia dla naszego podejścia do kwestii uchodźców. Po raz pierwszy zauważyła, że Polska jednak pomaga im – choć z nieco innego kierunku geograficznego i w inny sposób. Wygląda na to, że w tej sprawie jakiś konsensus nie jest niemożliwy.
Najlepiej bez wątpienia wypadły kwestie gospodarcze. Obie strony podkreślały pogłębiającą się coraz bardziej współpracę na polu gospodarczym. Można już chyba mówić, że gospodarka polska w znacznym stopniu związana jest z niemiecką, i niemiecka z polską, że obie są coraz silniej od siebie zależne.
Ale nawet w kwestiach gospodarczych pojawił się problem. Właściwie on jest od samego początku, gdy tylko powstał projekt nowego gazociągu North Stream 2. Niemcy konsekwentnie uważają, że jest to projekt czysto gospodarczy, Polska, że czysto polityczny. W najlepszym zaś razie gospodarczo-polityczny, który pozwoli Rosji uzależnić Europę od jej gazu. I w tej kwestii więc porozumienia nie było, ale, jak skwitował to niepowodzenie minister Szczerski z Kancelarii Prezydent: kropla drąży skałę.
Reasumując – po wizycie pani Merkel wiemy na pewno, że nasze relacje gospodarcze z Niemcami nie są zagrożone. Natomiast polityczne otoczenie tej współpracy, to zupełnie co innego. Tak wyraźne oddzielanie stosunków bilateralnych od stosunków Polski z Unią Europejską i jednoczesne podkreślenia wagi i znaczenia, jakie dla kanclerz Niemiec mają europejskie wartości demokratyczne, bez wypowiadania zbędnych słów dowodzą, że jeśli Unia uzna, że ideały, którymi się kieruje, są w Polsce zagrożone, to Niemcy podzielą to zdanie. Może z bólem serca, ale bez wątpliwości.