Budżet Unii Europejskiej na lata 2021-2027 planowany jest na poziomie ok. 1800 mld. euro. Składa się z dwóch części: Wieloletnich Ram Finansowych – 1080 mld. euro oraz z Funduszu Odbudowy(Recovery Fund, Next Generation) w kwocie 750 mld. euro. Na 750 mld. euro składa się 390 mld. euro w formie grantów oraz 360 mld. euro w formie gwarantowanych pożyczek. Fundusz Odbudowy służy walce z pandemią oraz rozwojowi gospodarczemu po pandemii. Fundusz Odbudowy jest nową formą, wymaga zatwierdzenia przez parlamenty wszystkich państw.
Dla Polski przewidziano łączną kwotę w wysokości 165 mld. euro w ciągu 7 lat, czyli prawie 24 mld. rocznie, co równa się ok, 100 mld. złotych. W mijającej perspektywie finansowej mamy 108 mld. euro – 9 mld. euro rocznie mniej.
Z tym wysokim budżetem powiązano jednak wymóg praworządności, który zacznie obowiązywać od 1 stycznia 2021 r. Zawetowanie budżetu, czym z powodu owego wymogu praworządności grożą Polska i Węgry, oznacza pozbawienie nas dostępu do tych środków, a także pozbawienie innych państw dostępu do Funduszu Odbudowy. Może to skończyć się porozumieniem 25 państw z pominięciem Polski i Węgier. W rok 2021 weszlibyśmy z prowizorium budżetowym, co nie jest korzystne, bowiem nie można rozpocząć nowych inwestycji, a rozporządzenie wiążące wydatkowanie środków z wymogiem praworządności i tak będzie działać.
Na krótko przed unijnym szczytem, na którym mają zapaść ostateczne decyzje, sytuacja grożącej wetem całej Unii Polski nie jest więc łatwa – żeby ująć to najdelikatniej.
Od kilku lat nasze stosunki z Unią nie układają się najlepiej, teraz przeżywamy apogeum złej zmiany.
Nie raz spotykałem się z pytaniem:
– A właściwie, co mi ta Unia dała? Po czym następuje podliczenie: od 1 maja 2004 roku, od dnia przystąpienia do Unii, dostaliśmy 188,8 miliarda euro, (choć naliczone mamy do końca realizacji obecnej perspektywy finansowej 217 mld. euro). W postaci składek wpłaciliśmy ponad 60,9 miliarda euro, a więc na czysto dostaliśmy 127,9 miliarda euro, co z kolei rocznie daje niecałe 8 mld. euro, czyli ok. trzydziestu paru miliardów złotych. To niewiele, skoro budżet polskiego państwa tylko w tym roku wynosi bez mała 400 miliardów złotych!…
Jednak dzięki pieniądzom z Unii „na chodniki” współfinansowaliśmy razem z nią i aktualnie współfinansujemy prawie 270 tys. różnego rodzaju inwestycji w całej Polsce. Ich łączna wartość przekracza 1 bilion 650 miliardów złotych! Przy wszystkich tych robotach miało zatrudnienie setki tysięcy ludzi, zarabiali w związku z tym bezrobocia prawie nie ma.
Co więcej – nie tylko polska gospodarka otworzyła się przed unijnymi firmami, ale też rynki zachodniej Europy stanęły otworem przed Polakami i polskimi towarami – rynek pracy, rynek usług, rynek konsumencki itd. Polski drób, polskie mięso, jajka, artykuły rolno-spożywcze znajdziemy w sklepach całej Europy. Budżet w wysokości bez mała 400 mld. złotych, – a taka jest jego wielkość zaplanowana na rok 2021 – nie spadł nam z nieba! „Z nas” korzystają, ale i my „z nich”, jeśli mielibyśmy już sięgać do tej retoryki.
Przypomnę, bo mało kto o tym pamięta, że w 2004 roku, gdy wstępowaliśmy do Unii, nasz budżet wynosił po stronie dochodów 156 281 202 000 zł. Z grubsza biorąc był trzy razy mniejszy niż dziś!
Zatrzymajmy się na chwilę przy rolnictwie. Wieś, która hojnie korzysta z dopłat dla rolnictwa, po zawetowaniu przez PiS rozporządzenia w sprawie praworządności może być pozbawiona tego wsparcia, a dopłaty będzie zobowiązany świadczyć rząd polski w budżetu państwa. Mimo to rolnicy są największym sprzymierzeńcem euroniechętnego Prawa i Sprawiedliwości. Stamtąd też najczęściej słychać pytanie:
– A co mi ta Unia dała?
Gdy w 2004r. rozpoczynaliśmy naszą przygodę z UE, eksport produktów rolno-spożywczych na rynki europejskie wynosił 5 mld. 242 mln. euro. Import – nieco ponad 4 mld. 400 mln. euro, „na plusie” było zatem trochę ponad 830 mln. euro.
Z informacji Instytutu Ekonomiki Rolnictwa i Gospodarki Żywnościowej wynika, że wartość eksportu żywności na rynki unijne w 2019 roku wyniosła ok. 32 mld euro. W ciągu 16 lat naszego członkostwa wzrosła więc sześciokrotnie!
Podobnie rzecz się ma z całym polskim eksportem, który właśnie dzięki Unii stał się potężnym motorem napędzającym gospodarkę. Jak podaje Polska Agencja Inwestycji i Handlu
W 2019 r. eksport wyniósł 235,8 mld EUR i był wyższy o 5,5 proc. (r/r), a import wyniósł blisko 234 mld EUR, (wzrost o 2,6 proc. r/r).
Struktura polskiego eksportu według krajów w 2019 roku wyglądała następująco: Niemcy (tam trafia nieco ponad 1/3 polskiego eksportu do Unii), Czechy, Wlk. Brytania, Francja, Włochy, Niderlandy, Rosja, USA, Szwecja, Węgry.
Struktura importu: Niemcy, Chiny, Rosja, Włochy, Niderlandy, Francja, Czechy, USA, Hiszpania, Belgia.
Handel z krajami Unii sprawił, że po raz pierwszy mamy nadwyżkę w całym handlu zagranicznym. Deficyt wynoszący w 2018 r. prawie 4,6 mld euro przekształcił się w roku ubiegłym w nadwyżkę na poziomie 1,8 mld euro (dane za Ministerstwem Rozwoju Pracy i Technologii). Co ciekawe przy ogólnym dodatnim bilansie płatniczym w handlu zagranicznym utrzymywał się deficyt naszego handlu z Rosją, Chinami i USA, co tylko potwierdza dobroczynne skutki naszego przystąpienia do UE.
Wracając więc do głoszonej przez PiS tezy, że pomoc z Unii przydaje się, owszem, bo łatwiej nam remontować chodniki, chciałoby się powiedzieć: Panowie – wstydu nie macie!