To nie był dobry dzień dla Polski.
Wyrok Trybunału Sprawiedliwości UE w Luksemburgu nakazujący natychmiastowe wstrzymanie wycinki Puszczy Białowieskiej i wisząca nad nami kara w wysokości 100 tys. euro dziennie na wypadek, gdyby pan minister Szyszko nadal miał inne zdanie na ten temat, jest jednoznaczny i srogi.
Prestiżowe głosowania w sprawie przyszłych siedzib – po wyprowadzce na skutek Brexitu z Londynu – ważnych instytucji europejskich: Europejskiej Agencji Leków i Europejskiej Komisji Nadzoru Bankowego, też przegraliśmy. Ta pierwsza przeniesie się nie do Warszawy, a do Amsterdamu – w tym przypadku Polska, która bardzo liczyła na sukces odpadła już po pierwszej turze głosowań. Paryż nie Warszawa będzie zaś nową siedzibą Europejskiej Komisji Nadzoru Bankowego. To on wygrał z Mediolanem. W komunikatach z tego głosowania o Warszawie w ogóle się nie mówi.
Niestety, to nie jedyne przypadki – powiedzmy sobie szczerze – słabnięcia znaczenia Polski. Polityka obrażania się na wszystkich, nierespektowania unijnych zasad, orzeczeń unijnych sądów, zaczyna – obawiam się – przynosić owoce.
Przy okazji tych wydarzeń jestem pytany, czy mamy już do czynienia z jakąś tendencją? Czy z tendencją, a na dodatek trwałą, tego nie wiem. Mam nadzieję, że nie. Niemniej układa się to w pewien ciąg niekorzystnych dla Polski głosowań. Jest to w jakiś sposób pokazanie nam, że państwo tak bardzo eurosceptyczne, które w różnych, konkretnych sprawach zabiega o pozytywne dla siebie decyzje, nie może się ich niestety spodziewać. To nie jest miłe, ale taka jest prawda. Należy liczyć się z tym, że taki właśnie czas dla nas nadchodzi. Z taką postawą, jaką od dwóch lat prezentuje nasz rząd, nie jesteśmy w stanie zbudować koalicji, z którą moglibyśmy przegłosować pozytywne dla nas rozwiązania. To się od jakiegoś już czasu nie udaje, że wspomnę bolesną, sprzed kilkunastu dni, porażkę w sprawie pracowników delegowanych, o czym dosyć obszernie – zarówno w tym miejscu, jak i na łamach „Trybuny” pisałem. Następne tematy się zbliżają.
Dla przykładu – w budżecie na rok 2018, jako tzw. pierwszy priorytet, wprowadzone jest uprzemysłowienie Europy. Drugi priorytet, to tworzenie miejsc pracy, a trzeci – rozwiazywanie potrzeb i problemów związanych z uchodźcami. To oznacza, że problem uchodźców nabiera wymiaru budżetowego. Wiadomo przecież, jak my do niego podchodzimy – czego więc możemy się spodziewać?…
Pod koniec listopada, a więc lada moment, do Parlamentu Europejskiego wpłynie z Komisji Europejskiej dokument na temat nowej polityki rolnej. Będą w nim zawarte zapewne ważne z budżetowego punktu widzenia, nowe sformułowania. Jak jednak odniesiemy się do nich, jak będziemy argumentować za swoimi racjami, skoro naszą polityką jest wychodzenie z sali obrad i unikanie dyskusji?…
To wychodzenie przedstawicieli partii rządzącej w Polsce zaczyna nabierać jakiegoś wymiaru symbolicznego. My nie słuchamy tego, co ktoś ma do powiedzenia, my po prostu nie chcemy rozmawiać. A bez tego niczego się nie osiągnie! Jedyne, czego w tej sytuacji możemy się spodziewać, to reakcja typu: nie chcecie rozmawiać, to nie. Przecież dokładnie to właśnie mówiono dwa lata temu Anglikom: nie chcecie być razem, to EU-27 nie będzie na was czekać. Nie liczcie, że wszystkie pozostałe państwa będą na was czekać, by spełnić wasze oczekiwania. To samo może się powtórzyć wobec Polski i to jest niebezpieczne. Nie istnieje co prawda takie zagrożenie, że Polacy w referendum wypowiedzieliby się przeciwko Unii, ale po co to? Jaki to ma sens, co dobrego dla Polski niesie? Moim zdaniem nic.
Co by się musiało stać, żeby to nastawienie zmieniło się? Trzeba zdobyć się na zrobienie kroku wstecz. Krok wstecz musiałby zrobić polski rząd i Komisja Europejska, no bo gdzieś musimy się spotkać, by znów iść razem.
Na razie jednak Polska zaczyna ponosić skutki swej auto marginalizacji. W Unii instytucje pracują, robią swoje, idą do przodu.