Wizyta Donalda Trumpa w Polsce odbywa się niejako „po drodze”. Warszawa jest bowiem dla prezydenta USA przystankiem w podróży do Hamburga na spotkanie G-20.
Osobiście byłbym bardzo rad, gdyby z hamburskiego szczytu najbardziej rozwiniętych, najbogatszych państw świata wyszedł silny sygnał, że Unia Europejska i USA, to jedno. Polska powinna temu sprzyjać ze wszystkich sił. Obawiam się jednak, że wczorajsze wypowiedzi na temat wizyty prezydenta Trumpa w Warszawie, liczne z tej okazji komentarze, zawoalowane sugestie niektórych polskich polityków i publicystów wskazywałby raczej, że namiętność walki o to, żeby „nasze było na wierzchu”, brała niestety górę nad zdrowym rozsądkiem. Trwała zajadła bitwa na słowa, do kogo prezydent Trump przyjechał – do PiS-u, czy do Polski – ojczyzny wszystkich naszych sił politycznych?
Czy jego przyjazd jest potwierdzeniem wiodącej roli Polski w regionie, jej przywództwa pośród państw „trójmorza” i „niebywałym sukcesem dyplomatycznym” MZS oraz prezydenta Dudy? Czy może wynika z tego, że pan prezydent Trump, który w swoim kraju i w licznych innych, jest bezpardonowo atakowany, chciał wreszcie odetchnąć atmosferą życzliwości i spotkać ludzi, którzy się do niego uśmiechają, a o takich przecież w zawsze pro-amerykańskiej Polsce nietrudno?
Mam nadzieję, że choć prezydent Trump prawdopodobnie nie wie dokładnie co to jest to „trójmorze” – co i nie dziwne, bo sam termin ma zaledwie kilkudniową metrykę – to wie na pewno, że przyjeżdża do kraju mu przyjaznego, będącego jednocześnie silnym ogniwem Unii Europejskiej. W naszym najgłębszym interesie leży bowiem, żeby Polska miała jak najlepsze stosunki z USA i jednocześnie, żeby była wiarygodnym członkiem europejskiej wspólnoty. O taki obraz Polski powinni ze wszystkich sił postarać się uczestnicy dzisiejszych wydarzeń – pan prezydent Duda, członkowie rządu, politycy partii rządzącej i opozycji.
Polskie niekończące się swary i w rezultacie osamotnienie przyniosły nam w przeszłości łzy i morze nieszczęść. Wybierając na miejsce swojego najważniejszego przemówienia Plac Krasińskich, z którego najpierw – w 1943 roku widać było śmierć warszawskiego getta za pobliskim murem, i gdzie potem – w 1944 – dokonywała się gehenna Starówki i Powstania Warszawskiego, prezydent USA zdaje się mówić, że Polska i Polacy już nigdy nie zostaną pozostawieni sami sobie.
Ewentualne sygnały, że Polska byłaby gotowa wybrać USA kosztem UE lub na odwrót, w żaden sposób nie będą temu spodziewanemu przesłaniu służyły. Taki wybór, a sugeruje się go między wierszami w ostatnich dniach, jest dla Polski i Polaków nie do przyjęcia. Siła gospodarcza Unii i zwartość NATO wzmocniona sojuszem z USA, jest właściwą gwarancją naszych marzeń o bezpieczeństwie, rozwoju i spokoju. Liczę na to, że w miejscu, gdzie spopieliły się nasze przeszłe nadzieje na szczęście, najwyższy reprezentant największego światowego mocarstwa umocni nasze marzenia.