Wydarzenie goni wydarzenie tak szybko, że aż człowiekowi wydaje się, że to co było ważne wczoraj dziś już ważne nie jest. To złudne odczucie. Przekonałem się o tym podczas ostatnich spotkań w Szczecinie z okazji jubileuszu 25-lecia Północnej Izby Gospodarczej. Wszędzie bowiem, na konferencjach prasowych, także w mediach, pytany byłem o zatrucie Odry. Odkąd wędkarze znaleźli pierwszą martwą rybę usunięto z rzeki aż 300 ton rybich trucheł – czy znamy już przyczyny, kto zawinił, co robić na przyszłość? Okazuje się, że katastrofa ekologiczna, która dotknęła drugą co do wielkości rzekę w Polsce, symbolicznie dotknęła każdego z nas. Dlatego, mimo galopady wydarzeń temat wraca, ludzie czekają na wyjaśnienia. Przypomnę, że pierwsze informacje o śniętych rybach pojawiły się pod koniec lipca. W pierwszej połowie sierpnia fala zanieczyszczeń dotarła do Szczecina. Ostatnie, co w sprawie przyczyn tej katastrofy usłyszeliśmy, to, że spowodowały ją złote algi. Wcześniej, że Odrę zatruły jakieś substancje z Niemiec, co było o tyle absurdalne, że musiałyby najpierw dostać się w górę rzeki, bo tam, daleko od miejsca, w którym Odra stanowi granicę między Polską a Niemcami, pojawiały się pierwsze śnięte ryby. Potem temat zszedł z pierwszych stron gazet, aż do początku września, kiedy usłyszeliśmy, że „kryzys jest za nami”.
Po pierwsze nie podzielam tego optymizmu, a po drugie, sprawa jest na tyle dramatyczna w każdym wymiarze – polskim, międzynarodowym, ekologicznym, organizacyjnym itp., że zdawkowe jej potraktowanie nie wchodzi w rachubę. Złote algi potrzebują nie tylko słonej wody, ale i czasu, żeby urosnąć w śmiertelną dla ryb siłę. Nie ulega wątpliwości, że katastrofy nie spowodowała natura, tylko zachowanie przedsiębiorców. To musiało być długotrwałe zatruwanie rzeki. Podzielam przypuszczenie Komisji Europejskiej, że w Odrze było „za mało wody, a za dużo trucizny”. Przy okazji trzeba zaznaczyć, że system monitorowania wód po prostu się skompromitował. Monitoring nie może kończyć pracy w piątek po południu i zaczynać w poniedziałek. Dlatego, że w piątek wieczorem dokonuje się spustu, a w poniedziałek próbujemy znaleźć coś, co już dawno jest daleko od źródła zanieczyszczenia. Mam niemiłe wrażenie, że najpierw rząd zlekceważył i zignorował to nieszczęście, a teraz próbuje rzecz całą przemilczeć. To się jednak chyba nie uda. Parlament Europejski, poświęcił katastrofie specjalną debatę, a na rządowy raport w tej sprawie czeka nie tylko polska opinia publiczna, ale też Komisja Europejska. Pani minister klimatu i środowiska poinformowała, że zostanie ogłoszony 30 września.