Zima wróciła na środkowe wybrzeże. Jeszcze kilka dni temu ludzie spacerowali po plaży, wielkimi haustami chłonąc ożywcze powietrze, gęste o tej porze roku od jodu. I nagle znów zrobiło się zimno i biało.
Mimo nie najlepszej pogody i mimo Wielkiego Tygodnia, moja tuż przedświąteczna podróż do Koszalina, Białogardu i Kołobrzegu pełna była ciekawych spotkań i rozmów. Ciągle mnie to zadziwia, ale wszędzie, gdzie jestem, ludzi interesuje – co dalej z Unią? Jak my tam wyglądamy? Jaka jest nasza pozycja? Zastanawiam się, czym to jest spowodowane… Może Państwo się domyślają?
Ostatnio jednak, co wiąże się z niedawną sesją plenarną, na której określaliśmy ramy przyszłej perspektywy budżetowej Unii Europejskiej na lata po 2020 roku, pytania częściej dotyczyły tego właśnie tematu.
Na tej perspektywie skoncentrował się też red. Krzysztof Grzesiowski z Pierwszego Programu Polskiego Radia. Ja byłem w studiu w Koszalinie, on w studiu w Warszawie, a obaj myślami krążyliśmy po salach Parlamentu Europejskiego i Komisji Europejskiej, gdzie na serio ruszyły rozmowy o pieniądzach.
Przede wszystkim pragnę uspokoić wszystkich, którym ta sprawa leżała jakąś trwogą na sercu – podział środków unijnych nie będzie uzależniony od przestrzegania zasad praworządności w danym kraju ani od udziału poszczególnych państw w polityce imigracyjnej Unii. Polityka ta, która, jak wiadomo, przyjęła formę z góry narzucanej poszczególnym państwom liczby imigrantów, doznała niepowodzenia. Unia się z niej wycofała. Dziś zdaje się być bardziej otwarta na polskie propozycje i polską praktykę – pomagania ofiarom wojen i konfliktów na miejscu, w rejonach ich zamieszkania.
Natomiast, jeśli chodzi o sam budżet wiadomo już, że Parlament Europejski będzie dążył do jego zwiększenia w kolejnej perspektywie. Tak, właśnie! Zwiększenia. Mimo, że przecież ubędzie jednego i to znaczącego płatnika – Wielkiej Brytanii, która opuści Unię. Niemożliwe? Możliwe. Są na to co najmniej trzy sposoby.
Pierwszy – każde z państw zwiększy swój wkład do budżetu europejskiego. Rząd polski już się w tej sprawie określił – zadeklarował, że Polska jest gotowa podnieść swoją składkę. Drugi – zwiększenie dochodów własnych – przede wszystkim poprzez zastosowanie we wszystkich państwach Unii tzw. podatku od transakcji giełdowych.
Trzeci – wzrost wpływów z dotychczasowych źródeł: podatku VAT i ceł.
Teraz te propozycje będą się „ucierać”, a plany finansowe krok po kroku będą przymierzane do przyszłych wydatków. Prawdopodobnie ok. jesieni będzie gotowy zarys przyszłego budżetu Unii. Przełom jesieni i zimy, to będzie dalsze docieranie i doprecyzowywanie szczegółów. Początek roku, to najbardziej prawdopodobny termin przedstawienie do dyskusji gotowego projektu budżetu. Planujemy, że mniej więcej do kwietnia przyszłego roku ta dyskusja dobiegnie końca, stanowiska zostaną uzgodnione i za rok, w okolicy przyszłych Świąt Wielkanocnych, tuż przed zakończeniem obecnej kadencji Parlamentu Europejskiego, budżet Unii na okres po roku 2020 zostanie przyjęty.
Już dziś można jednak założyć, że tak ważne dla Polski zasady wspólnej polityki rolnej i polityki spójności nie zostaną zmienione na niekorzyść. Polityka rolna nie była zresztą od początku przez nikogo kwestionowana, w przeciwieństwie do polityki spójności. Tu pojawiły się rozbieżności. Zastrzeżenia zgłaszały największe państwa, które już nie korzystają z dobrodziejstw tego programu. Programu spójności twardo broniła jednak frakcja Postępowych Socjalistów i Demokratów, do której należą posłowie SLD. Broniła i obroniła.
Oczywiście podczas tych moich środkowopomorskich peregrynacji, oprócz problemów europejskich, unijnych, nie brakowało rozmowy i na inne tematy. Czy to w Koszalinie, czy w Białogardzie tematem, do którego nawiązuje każdy, jest budowa drogi szybkiego ruchu S6 ze Szczecina do Gdańska. Nie ukrywam, że – jak to mówią: „serce rośnie”, że ta inwestycja jest w samym centrum zainteresowania mieszkańców Środkowego Wybrzeża i Pomorza Zachodniego, bo sporo musiałem się po Brukseli i Strasburgu nachodzić, żeby wychodzić fundusze na jej budowę. Ale udało się, budowa trwa, a S6 oznacza włączenie Pomorza Środkowego do europejskiej sieci transportowej. Będzie to trasa od Francji, Niemiec przez Szczecin, Koszalin, aż do Kaliningradu. To ogromna szansa na rozwój regionu środkowopomorskiego. Na dodatek dosłownie kilka dni temu minister inwestycji i rozwoju Jerzy Kwieciński zdeklarował, że cała droga będzie gotowa do roku 2023, zaś te odcinki, które na razie wypadły z planu, też powstaną – będą wybudowane w drodze partnerstwa publiczno-prywatnego. Zatem po 21 latach wracamy do tego sposobu na modernizację krajowej sieci drogowej, któremu ja – jako minister transportu i gospodarki morskiej – przecierałem w Polsce szlaki w roku 1997. No i miałbym się nie wzruszać?…