Zachęcam do przeczytania wywiadu, którego udzieliłem z okazji połowy kadencji Parlamentu Europejskiego.
Panie profesorze, mija dokładnie połowa bieżącej kadencji Parlamentu Europejskiego. Czy to była kadencja łatwa, lekka i przyjemna, czy wręcz przeciwnie?
– W polityce nigdy nie ma łatwego czasu. Tym bardziej teraz, kiedy cała Unia mierzy się z niespotykanymi dotąd zagrożeniami. Wystarczy wspomnieć Covid-19, który przygniótł swym ciężarem gospodarkę, zamroził transport, stał się przyczyną tragedii tysięcy rodzin. W tej chwili przeżywamy czwartą już falę tej pandemii. Na szczęście jakże inaczej jesteśmy do niej przygotowani. Przede wszystkim mamy szczepionkę, podstawowy oręż walki z tym zagrożeniem. Unia Europejska przyczyniła się do jej powstania, angażując w badania i prace naukowe niebagatelne środki. Jako grupa polityczna Postępowego Sojuszu Socjalistów i Demokratów w Parlamencie Europejskim od początku wspieraliśmy te działania. Deklaracje zakładały, że do końca wakacji 70% dorosłych Europejczyków będzie zaszczepionych. I tak się stało.
Niestety nie wszyscy skłonni są podporządkować się regułom postępowania w sytuacji ciągłej groźby utraty zdrowia…
– Zdrowia, a nawet życia. Nie tylko w Polsce, ale wszędzie są grupy społeczne, które nie wierzą, że to zagrożenie jest rzeczywiście śmiertelne i to mimo, że praktyka pokazuje, że 98 proc. ofiar Covidu to ci, którzy nie poddali się szczepieniu. Dlatego w związku z czwartą falą pandemii w wielu krajach osoby wzbraniające się przed szczepionką i narażające tym samym współobywateli na zarażenie, poddano administracyjnym ograniczeniom. W Brukseli czy Strasburgu, gdzie na co dzień pracuję, bez zaświadczenia o szczepieniu nie można wejść do muzeum, czy teatru, nie można iść do restauracji czy kawiarni, a nawet korzystać z komunikacji publicznej. Również, aby wejść do Parlamentu Europejskiego trzeba pokazać zielony certyfikat. I to działa – jak pokazuje przykład Austrii, gdzie właśnie sięgnięto po tę metodę, frekwencja w punktach szczepień natychmiast wzrosła.
Pośród naszych decydentów ten sposób walki z covidem nie ma jednak wzięcia?
– Ubolewam nad tym.Pandemia poczyniła wielkie szkody gospodarcze. Stanął transport, w przemyśle pozrywane zostały więzi kooperacyjne, turystyka stanęła na skraju przepaści, a jakby tego było mało nie daje o sobie zapomnieć zagrożenie klimatyczne.
– Parlament Europejski uznał, że nie można się temu biernie przyglądać. Wyasygnowano więc olbrzymie kwoty na Fundusz Odbudowy po covidzie i na projekt New Green Deal, Zielonej Europy. Sam Fundusz Odbudowy to 750 mld. euro. Cały zaś budżet Unii na lata 2021-2027 wynosi 1 bilion 800 mld. euro! Te pieniądze mają zapewnić Europie skok cywilizacyjny. Budżet Unii na lata 2021-2027 nie jest obliczony na proste powielanie dotychczasowej struktury wydatków. Oczywiście kwoty przeznaczone na szeroko rozumianą infrastrukturę czy rolnictwo nie doznają uszczerbku, niemniej przyjęto zasadę, że pieniądze z nowego budżetu muszą być wydawane z myślą o przyszłych pokoleniach. To im mamy zapewnić dostatnie życie w bezpiecznej, zdrowej i nowoczesnej Europie. Dlatego każda inwestycja, powinna spełniać dwa warunki. Po pierwsze powinna być niezbędna w danym kraju, ale jednocześnie – i to po drugie – wzbogacać Unię jako całość. Pieniądze będą więc kierowane na adaptację i rozwój nowych technologii, na cyfryzację każdego rodzaju działalności oraz, co bardzo ważne – na zbudowanie gospodarki bezpiecznej pod względem ekologicznym. Parlament Europejski pracuję obecnie nad specjalnym pakietem „Fit for 55” – „Cel – 55 proc.” To aktualizacja wcześniejszego Europejskiego Zielonego Ładu (The European Green Deal). Zgodnie z nowym dokumentem, Unia Europejska już do 2030 roku ma osiągnąć redukcję emisji dwutlenku węgla aż o 55 proc. względem roku 1990(kwestia neutralności klimatycznej do 2050 roku pozostaje bez zmian). To jest niezwykle ambitny cel, jego realizacja napotka bez wątpienia na wiele trudności, może nawet oporów. Zmienić się bowiem musi całe znane nam dotąd otoczenie, a nawet nasze nawyki. Tu nie chodzi o to tylko, żeby samochody spalinowe zastąpić elektrycznymi, to jest wyzwanie dla każdej dziedziny życia, dla wszystkich i każdego z osobna. Jednak innego wyjścia nie ma. Albo przebudujemy otaczający nas świat, albo ten świat, który znamy stanie się nie do życia.
Chyba jednak minie sporo czasu, kiedy to wszystko o czym pan mówi, dotrze do naszej świadomości?
To jest oczywiście projekt na lata, ale należy pamiętać, że mimo wszystko za dużo czasu nie mamy. Dewastacja klimatu, całego naszego ekologicznego otoczenia zaszła niebezpiecznie daleko. Dlatego tak ważne jest, że ten program jest programem całej Unii Europejskiej, każdy z krajów członkowskich się pod nim podpisał. Polska też. To daje nadzieję, że wspólnie pokonamy trudności. To jeden z priorytetów grupy S&D w PE.
A gdyby miał pan spojrzeć na tę mijającą połowę kadencji z własnej perspektywy, to jak by pan ją ocenił?
– Mogę mówić o satysfakcji i to, że tak powiem, w skali unijnej i krajowej. Jeśli chodzi o tę pierwszą jest nią przyjęcie przez PE pakietu praw pasażerów kolei, który zasadniczo zmienia sytuację podróżnych. Kierowałem tym projektem zarówno na etapie prac przygotowawczych i uzgodnień, jak również w fazie prac parlamentarnej Komisji Transportu i Turystyki.
Dzięki panu profesorowi nasi czytelnicy mieli już okazję zapoznać się z przyjętymi regulacjami. Widzą o prawie do punktualności, bezpieczeństwa podróży itd. Niestety panie profesorze nasza kolejowa rzeczywistość daleko odbiega od tych zapisów.
– To jest efekt wieloletnich zapóźnień infrastrukturalnych. Kolej otrzymuje jednak wielomiliardowe dotacje – zarówno z UE jak i z budżetu państwa. Zgadzam się, że wyniki modernizacji kolei i kolejowej infrastruktury w zestawieniu z nakładami budzą często irytację. Myślę, że ostatecznie najlepszym regulatorem będzie jednak rynek. Jeśli kolej nie poprawi efektywności wydatków, nie zwiększy tempa dostosowywania się do europejskich norm, zarówno co do punktualności jak i jakości usług, to będzie tracić pasażerów. Po prostu. Z drugiej jednak strony polska kolej nie jest jakimś szczególnym wyjątkiem na mapie Europy. Koleje w różnych państwach Unii są w różnym stanie technicznym, organizacyjnym, dodałbym także, że wykorzystywane są w różnym otoczeniu kulturowym. Potrzeba czasu, żeby zaczęły funkcjonować wedle tych samych reguł – zarówno między Warszawą a Koszalinem, jak i między Paryżem Madrytem.
A wspomniane tu satysfakcje krajowe?
– To przede wszystkim infrastruktura drogowa. Przez lata sporo się nachodziłem, żeby Unia włączyła do planów modernizacji europejskich korytarzy transportowych także drogi lubuskie i zachodniopomorskie. Chodzi przede wszystkim o S3 i S6. Droga S3 w granicach województw woj. lubuskiego i zachodniopomorskiego jest niemal gotowa. W budowie jest jeszcze jej ostatni, ale jakże ważny, północny odcinek. Mam tu na myśli bardzo już zaawansowaną budowę tunelu pod Świną, który w sposób zasadniczy zmieni warunki życia mieszkańców Świnoujścia i podróży przybyszów z całej Polski. Tunel kosztować będzie prawie miliard złotych z czego lwią część – ok 800 mln. złotych, wykłada UE, a resztę miasto Świnoujście. Tunel jest już wydrążony, demontowana jest gigantyczna maszyna wiertnicza, słynna „Wyspiarka”, w tunelu trwają prace inżynieryjne.
I trasa S6 ze Szczecina do Gdańska. Drogą ekspresową już można dojechać ze Szczecina do Koszalina – 130 km. Dalsza część trasy (140 kilometrów z Koszalina do Gdańska) jest w różnym stopniu zaawansowania. Cała S6 biegnąca przez woj. zachodniopomorskie i pomorskie ma zostać oddana do ruchu w 2025 r.
Sporo pracy było też podczas najsilniejszej fazy pandemii, kiedy kolosalne straty ponosili wszyscy, ale szczególnie transportowcy, hotelarze, gastronomicy, właściciele pensjonatów.
– W naszym regionie to dziesiątki tysięcy ludzi! Na szczęście Unia szybko zaczęła działać – przede wszystkim, żeby ratować miejsca pracy. Do krajów członkowskich, także do Polski, popłynęły różnego rodzaju odpisy i dotacje, które pozwoliły minimalizować straty, a wielu przedsiębiorstwom wręcz utrzymać się na powierzchni. Słynne rządowe tarcze, o których tyle słyszeliśmy, miały solidne źródło zasilania.
Miejmy nadzieję, że zagrożenie o takiej skali już nam nie grodzi. Zapytam więc, nad czym pan profesor teraz pracuje?
Nad dwoma rozporządzeniami dotyczącymi Europejskiej Jednolitej Przestrzeni Powietrznej. Chodzi o przepisy mające na celu zwiększenie bezpieczeństwa pasażerów w ruchu lotniczym. Jestem również w stałym kontakcie z władzami Portu Lotniczego Szczecin-Goleniów. Odbudowanie ruchu lotniczego po pandemii nie będzie łatwym zadaniem.
A w kraju?
W kraju, tak jak cała Lewica nad tym, żeby radykalnie i nieodwracalnie odsunąć widmo Polexitu. Co prawda słyszymy od rządzących, że Polexit to fake news, ale czyny wciąż mówią co innego. Polska jest – jak nikt nigdy dotąd – skłócona z UE na tle przestrzegania praworządności. Po prostu co innego to słowo znaczy w Unii Europejskiej, a co innego w słowniku politycznym PiS. To niedobrze. Dlatego każdemu, kto dopuszcza do siebie myśl: „a może rzeczywiście byłoby nam lepiej bez Unii” radzę stałe śledzenie sytuacji w Wlk. Brytanii. Tam coraz ostrzej widać konsekwencje Brexitu: cła, kontrole graniczne, kolejki tirów, puste pułki w sklepach. Do tego koniec ze swobodnym podróżowaniem. Ponownie trzeba pokazać paszport i przestrzegać trzymiesięcznego terminu legalnego pobytu. Było dobrze, jest znacznie, znacznie gorzej. Pamiętajmy o tym wszyscy.
Dziękuję za rozmowę