Duży i prestiżowy sukces odniosła w tych dniach czteroosobowa (troje posłów z SLD i jeden z Unii Pracy) grupa reprezentująca polską lewicę w Parlamencie Europejskim. Prof. Bogusław Liberadzki okazał się jednym z pięciu eurodeputowanych, którzy PE najbardziej wzmocnili swoją pozycję. Przypomnijmy – Parlament liczy 751 posłów, Polskę reprezentuje 51 osób. Gdy pamięta się o tych proporcjach, to tym większy jest również osobisty sukces profesora.
Mówimy o rankingu, który od ubiegłego roku prowadzi portal Vote Watch Europe, zajmujący się analizowaniem działalności europosłów. Profesor z początkiem tego roku został wiceprzewodniczącym Parlamentu Europejskiego, w obejmującym 70 osób rankingu najbardziej wpływowych w tym gronie polityków zajął 45 pozycję. Jak zauważa naczelny redaktor polskiej edycji amerykańskiego portalu Politico, Michał Broniatowski – „nie chodzi w tym rankingu o ustalenie, kto jest najlepszy, ani kto najgorszy, kto zły, a kto dobry, ale o >>wpływ<< – termin możliwie neutralny w tym kontekście, wskazujący na siłę, jaką dany europarlamentarzysta posiada, by przeprowadzić sprawy, którymi się zajmuje. A chodzi przecież o ludzi kształtujących prawa, które dotyczą pół miliarda obywateli Unii”.
Tytułem uzupełnienia warto dopowiedzieć, że przez „najbardziej wpływowy” nie należy rozumieć tylko pozycji wynikającej z miejsca zajmowanego w strukturze PE, ale raczej, a może nawet przede wszystkim, jest to swego rodzaju miernik i jednocześnie ocena pracy na rzecz społeczności europejskiej. Choć oczywiście pozycja w hierarchii parlamentarnej ma swoje znaczenie, bo im jest wyższa, tym polityk ma większe możliwości działania, to jednak – nawet mając na względzie politykę i wynikające z niej parlamentarne parytety – zdecydowanie trzeba być kimś, żeby w tej strukturze w ogóle zaistnieć.
Prof. Bogusław Liberadzki jest wykładowcą i kierownikiem Katedry Transportu Szkoły Głównej Handlowej w Warszawie. W rządzie SLD-PSL-UP był Ministrem Transportu i Gospodarki Morskiej, także posłem. W PE pracuje w Komisji Transportu i Turystyki oraz w Komisji Kontroli Budżetowej. Wiceprzewodniczącym Parlamentu Europejskiego został w styczniu. Jest dobrze znany na Pomorzu Zachodnim i Ziemi Lubuskiej, gdzie regularnie zdobywa mandat do PE. Zapoczątkował wiele inicjatyw drogowo-transportowych, które są tam realizowane do dziś. Walczył o fundusze europejskie, ściągał do Szczecina europejskie komisje parlamentarne, przekonywał, namawiał, prosił… Dziś może mówić, że w każdym przedsięwzięciu drogowo-transportowym w tamtym rejonie jest cząstka jego starań – w modernizacji niezwykle ważnej linii kolejowej wzdłuż Odry, budowie drogi ekspresowej S3 od Szczecina do południowej granicy Polski, rozpoczętej budowie drogi ekspresowej ze Szczecina do Koszalina – wzdłuż Bałtyku, czy w tunelu pod Świną, który połączy Świnoujście z resztą kraju i zakończy wreszcie trwający nieskończenie długo okres kolejnych planów studyjnych, rozważań, przymiarek i dywagacji. Ponadto odbudowa nadodrzańskiej linii kolejowej, przebudowa linii kolejowej Szczecin-Poznań, co umożliwia poruszanie się pociągów z prędkością do 160 km/h, korytarz Adriatyk-Bałtyk przez Szczecin i Świnoujście.
Dlaczego piszemy o tym wszystkim? Bo cieszymy się z sukcesu profesora i tym samym z sukcesu SLD. Chcemy to wręcz podkreślić, tym bardziej, iż zauważyliśmy, że o kimś, kogo uznano w Europie za polityka, który w PE najwięcej zyskał na znaczeniu, opinię publiczną poinformowano nader skromnie. Co prawda napisała o tym „Gazeta Wyborcza”, ale tylko w wydaniu szczecińskim. Gdzie indziej – nic lub prawie nic. Poza wspomnianym portalem Politico, ale jego autorowi i red. naczelnemu w jednym, udała się rzecz szczególna – w swojej bardzo zresztą ciekawej analizie najnowszego rankingu politycznej ważności w europejskim parlamencie, nazwisko „Liberadzki” udało mu się pominąć w ogóle.
J R