Mimo, że ostatnie „wysłuchanie w sprawie praworządności” w Radzie Unii Europejskiej ponownie dotyczyło Polski, to odnoszę wrażenie, że nie spotkało się z należytą uwagą. W ogóle można by pomyśleć, że ten problem jakby spowszedniał, a i opinia publiczna na tę kwestię zobojętniała. Moim zdaniem bardzo niesłusznie. W stosunku do naszego kraju toczy się szereg postępowań – zarówno przed Trybunałem Sprawiedliwości UE, jak i przed unijnymi instytucjami. Na przykład właśnie to, którego dotyczyło ostatnie wysłuchanie. Jego początek sięga grudnia 2017 roku. Wtedy właśnie Komisja Europejska uruchomiła wobec Polski – jako pierwszego kraju członkowskiego UE – procedurę wynikającą z art. 7 ust. 1 Traktatu o Unii Europejskiej. Mówi on z grubsza o tym, że jeśli stwierdzi się, iż w kraju członkowskim UE występuje wyraźne ryzyko poważnego naruszenia wspólnych w całej Unii wartości stanowiących o jej praworządnym i demokratycznym charakterze, to może dojść do zawieszenia takiego kraju w prawach członka UE. Wartości, o których mowa, to poszanowania godności, wolności, demokracji, równości, państwa prawnego, respektowanie wyroków TSUE, jak również praw człowieka, w tym praw osób LGBT, szacunek dla pluralizmu, tolerancji, solidarności oraz równości kobiet i mężczyzn.
Sprawa jest więc poważna i rozwija się w niedobrym dla Polski kierunku. Lekceważenie jej albo traktowanie, jak brzęczącej natrętnie muchy, nic nie da. Jednocześnie głośne na całą Europę ekscesy, takie na przykład nazwanie uczestników warszawskiej parady równości per „nienormalni”, tylko naszą sytuację pogarszają. Proszę nie zapominać, że Unia już wiele miesięcy temu uznała, że nie może być bezbronna wobec tych swoich członków, którzy ostentacyjnie i rozmyślnie nie stosują się do wspólnych, obowiązujących wszystkich zasad. Dlatego przyjęto nowe prawo znane jako zasada wzajemności. Oznacza ona, że unijne pieniądze będą wypłacane tylko tym krajom członkowskim, w których praworządność nie jest zagrożona. Tym, w których trójpodział władz istnieje realnie, a nie wyłącznie deklaratywnie, gdzie niezależne sądownictwo zdolne jest rozstrzygnąć każdy spór – także pieniężny – w zgodzie z unijnymi standardami prawnymi. W Unii panuje powszechne przekonanie, że rząd PiS dostarcza ciągle nowych dowodów, iż w odniesieniu do naszego kraju ten problem jest jak najbardziej realny. Jak wiemy ostatnio, po 17 latach naszego członkostwa w UE, premier skierował do Trybunału Konstytucyjnego wniosek o zbadanie zgodności z konstytucją zasady pierwszeństwa prawa UE zaś grupa posłów PiS złożyła tamże wniosek o zbadanie uprawnień TSUE do kontroli prawa krajowego i stosowania środków tymczasowych w sprawach m.in. sądownictwa państw członkowskich. Zważywszy na okoliczności powołania, skład osobowy TK i publicznie głoszone poglądy sędziów, którym powierzono przewodniczenie tym posiedzeniom, treść przyszłego orzeczenia wydaje się z góry przesądzona. W tej sytuacji odpowiedź Unii też jest do przewidzenia. Věra Jourová wiceprzewodnicząca KE odpowiedzialna za przestrzeganie podstawowych wartości Unii Europejskiej, skomentowała oba wnioski jako kwestionujące podstawowe zasady, które ukształtowały Unię Europejską jako wspólnotę. „Prawo UE ma prymat nad prawem krajowym. A ostatnie słowo w sprawie prawa unijnego ma Trybunał Sprawiedliwości UE”, stwierdziła. Tymczasem przedstawiciele rządu PiS upierają się, że Unia wychodzi poza traktaty, gdyż akurat to prawo nigdzie nie jest expressis verbis zapisane.
Jednak orzecznictwo Trybunału Sprawiedliwości w Luksemburgu zasadę pierwszeństwa prawa unijnego nad krajowym przesądza jednoznacznie i ostatecznie: – Prawo wspólnotowe wynikające z traktatu, jako niezależnego źródła prawa, ze względu na swą istotę nie może być uchylone przez przepisy prawa krajowego i to niezależnie od ich rangi. Ważność działań instytucji wspólnoty lub skutki takich działań w państwie członkowskim nie mogą być podważane ze względu na niezgodność z prawami podstawowymi wynikającymi z konstytucji państwa członkowskiego. Odwołanie się do zasad i koncepcji prawa krajowego w celu oceny ważności środków przyjętych przez instytucje wspólnoty miałoby niekorzystny wpływ na jednolitość i skuteczność prawa wspólnotowego…
Dalej w orzecznictwie tym czytamy, że traktat ustanawiający Europejską Wspólnotę Gospodarczą (aktualnie traktat o funkcjonowaniu Unii Europejskiej) powołał do życia własny system prawny, który z dniem wejścia w życie postanowień traktatu, stał się integralną częścią systemu prawnego państw członkowskich i który jego sądy mają obowiązek stosować. Zasada pierwszeństwa prawa unijnego jest jedną z podstawowych zasad występujących w prawie unijnym…
Osobiście nie widzę tu nawet szczeliny dla jakiejś innej interpretacji niż wyżej zacytowana. Zresztą podobne w formie i treści było stanowisko naszego Trybunału Konstytucyjnego, z okresu, gdy był on jeszcze świątynią prawa. Lekceważąca, a nawet rzekłbym wyzywająca postawa rządu PiS, wobec tego sporu może nas sporo kosztować zarówno w wymiarze prestiżowym, jak i pieniężnym. PiS zdaje się być pewien, że kierując sprytnie do TSUE pytanie o to, które prawo jest ważniejsze – europejskie czy wewnętrzne, odwlecze rozstrzygnięcie, a tymczasem Unia rozdzieli pieniądze zarówno z budżetu na lata 2021 – 2027 jaki i z Funduszu Odbudowy. Reszta go chyba mniej interesuje. Tylko, że ten scenariusz niekoniecznie musi się spełnić. Věra Jourová powiedziała ostatnio, że nie zamierza zbyt długo czekać na rozstrzygnięcia ze strony Trybunału Sprawiedliwości i nie potrzebuje go, aby uruchomić procedurę, w wyniku której rząd PiS będzie mógł być odcięty od unijnych pieniędzy. To bardzo nieprzyjemna perspektywa. Jeśli – oby nie – się ziści, to wszystkie rządowe plany, o których teraz słyszymy, staną pod wielkim znakiem zapytania.