Czy Polska teraz obrazi się na Węgry?

Nasi dostojnicy państwowi nie kryją, że zgoda Stanów Zjednoczonych na dokończenie budowy gazociągu Nord Stream 2 zaskoczyła ich, i że ich zdaniem godzi w interesy Polski i całej Unii Europejskiej. Co więc zrobią teraz, kiedy Węgrzy – również nie oglądając się na interesy Polski ani Unii – podpisały własną umowę z Gazpromem na dostawy błękitnego paliwa? Rocznie popłynie nad Dunaj 4,5 mld. metrów sześc. gazu. Surowiec będzie dostarczony gazociągami przez Serbię i Austrię. Węgrzy są bardzo zadowoleni.

– Na 15 lat możemy zagwarantować bezpieczeństwo zaopatrzenia naszej ojczyzny w gaz. Tu, na Węgrzech, zaopatrzenie w energię to kwestia bezpieczeństwa, suwerenności i gospodarki, a nie kwestia polityczna, powiedział węgierski minister spraw zagranicznych podczas uroczystości podpisania umowy.

W gruncie rzeczy powtórzył więc argumenty Niemiec i Rosji, które deklarują niezmiennie, że budowa North Stream 2 to wyłącznie kwestia biznesowa, a nie polityczna.

Tak oto w sprawie dla nas fundamentalnej, z której rząd polski uczynił niemal swoją europejską misję, zostaliśmy opuszczeni przez najbliższego dotąd sojusznika.

Ale nie tylko na tym polu rząd PiS poniósł porażkę. Mimo polsko-czeskiego sporu wokół kopalni Turów Victor Orban zorganizował spotkanie Grupy Wyszehradzkiej w Budapeszcie i to w sytuacji, kiedy premier Morawiecki zapowiedział, że nie weźmie w nim udziału. Przeciwnie – adwersarzowi premiera Morawieckiego, premierowi Czech A. Babiszowi, zorganizował ostentacyjne przyjęcie witając go już na lotnisku, co od dawna nie jest już praktykowane przez protokoły dyplomatyczne. Pani Babiszowa otrzymała od niego bukiet kwiatów już na schodkach samolotu, nie musiała nawet zejść na ziemię. Trudno było nie odnieść wrażenia, że takie powitanie, to świadoma ostentacja pod adresem Morawickiego. A przecież nie tak dawno na Forum Ekonomicznym w Krynicy, gdy otrzymywał tytuł Człowieka Roku, Orban mówił:

– Stosunki polsko-węgierskie mają większe znaczenie niż polityka. Jeżeli komuś się ufa mówi się, że możemy razem konie kraść. Węgrzy bardzo chętnie z Polakami pójdą konie kraść…

Sygnały o skłonności Victora Orbana do instrumentalnego traktowania „tradycyjnej polsko-węgierskiej przyjaźni” odbieraliśmy już wcześniej. Na szczycie UE w Kopenhadze (2003 r.), kiedy decydowały się losy 10 nowych kandydatów, Orban nalegał, żeby Polskę, która jak pamiętamy negocjowała do samego końca, wyłączyć z tej dziesiątki i przyjąć oddzielnie, w innym terminie. Na Polskę przypadła wówczas połowa środków przyznanych nowym członkom Unii. Byłoby znacząco więcej do podziału… Wtedy obronił nas kanclerz Niemiec z SPD…

Podpisanie rosyjsko-węgierskiej umowy gazowej oznacza, że nie mamy sojuszników w żadnej sprawie. Nie ulega wątpliwości, że „bratankowie” zadali przyjaciołom z PiS bardzo bolesny cios. Co jednak wcale nie znaczy, że zawsze już mamy być osamotnieni. Wystarczy z większym zaufaniem traktować instytucje wspólnotowe: Parlament Europejski, Komisję, Radę, Trybunał Sprawiedliwości. Tylko, że ta zależność działa w obie strony – wspólnota też musi być pewna naszej wiarygodności. Wtedy naprawdę można skuteczniej bronić swoich interesów, czego wyrok TSUE w sprawie rurociągu Opal dowodzi najlepiej. Przypomnijmy, w sprawie przeciw RFN i Rosji wygraliśmy w TSUE.