Dokładnie w dniu, w którym premier Morawiecki zapewniał, że priorytetem rządu w trudnym pandemicznym czasie jest ratowanie każdego miejsca pracy, pracownicy świnoujskiej części Morskiej Stoczni Remontowej „Gryfia” ze Szczecina odebrali wypowiedzenia z pracy. 200 osób. Razem z kooperantami na bruku ląduje 1000.
Stocznia „Gryfia”, żeby ratować samą siebie postanowiła sprzedać swoją świnoujską odnogę. Stocznia nie jest pierwszym zakładem, który ratując się przed plajtą wyprzedaje się po kawału, przejada kolejne własne kęski w nadziei, że los kiedyś się odwróci.
Stocznie świnoujska idzie więc pod młotek. Ostatnim młotkiem, którego stukot radośnie pobrzmiewał na chwałę zachodniopomorskiego przemysłu stoczniowego, był ten, którym pan premier Morawiecki przybijał tradycyjną stępkę pod pierwszy z serii nowoczesnych, czysto polskich promów morskich, których budowę miano podjąć w Szczecinie. Roboty, sławy i radości z odrodzonego tu przemysłu stoczniowego miało być tyle, że dla całej „Gryfii” – i tej szczecińskiej i tej świnoujskiej – miało być pod dostatkiem. Niestety okazało się, że to, co pozornie brzmiało radośnie, w rzeczywistości było podzwonnym. Nie tylko nie ma serii polskich promów – nie ma ani jednego promu, choć ten pierwszy miał być właśnie teraz wodowany. Akurat po trzech latach od stępkowej uroczystości… Przez te trzy lata okazało się jednak, że to, co panu premierowi podsunięto, to nie była żadna stępka, tylko kawałek konstrukcji wiatrowej z wytwórni opodal, że nie ma żadnego projektu, ani nawet idei projektu polskiego nowoczesnego promu morskiego. Owszem – można taki kupić na rynku, można też kupić sobie (co wyszłoby taniej) – cały gotowy prom, bo stocznie azjatyckie tak się w ich budowie wyspecjalizowały, że są powszechnie dostępne – za gotówkę i na raty. Nie kupimy jednak, bo przyszły armator nie tylko nie ma akurat takich pieniędzy, ale od początku nie miał ochoty brać sobie ten kłopot na głowę.
Załoga świnoujskiej „Gryfii” jest rozżalona. Smutny los połączył związkowców opezetzetowskich z solidarnościowymi. Tegoroczne „Andrzejki” wyjątkowo im się nie udały. I myślę, że to wcale nie musi być koniec. Jeśli bowiem rząd premiera Morawieckiego będzie konsekwentnie podążał drogą weta dla budżetu UE i dla unijnego budżetu odbudowy gospodarki po koronawirusie, to los świnoujskiej „Gryfii” bez wątpienia stanie się losem bardzo wielu polskich firm. Dlatego doradzałbym wszystkim pracownikom, wszystkim ludziom pracy najemnej wielką czujność, bo ważą się losy ich bytu i bytu ich dzieci i wnuków. Oby nie skończyło się tak jak z promami. Jeśli pozostaniemy bierni, to ani się obejrzymy, a nieszczęście spadnie nam na głowę…