„RZECZoPOLITYCE”

Rozmowa z Zuzanną Dąbrowską

W niedzielę Rada Krajowa SLD, wymusiła obietnice na wszystkich kandydujących, że pozostaną we frakcji S&D, i nikt się nie przeniesie np. do Europejskiej Partii Ludowej?

– To nie było wymuszone, ale nie wiadomo było, czy wszyscy się z tym zgadzają, a że są wątpliwości, więc w jakimś sensie było to ich powinnością: powiedzieć tak lub nie. Nie byli przymuszani, tylko dobrowolnie powiedzieli: „tak chcemy dołączyć do grupy Socjalistów i Demokratów w Parlamencie Europejskim. Często jesteśmy oskarżani, że taki dziwny konglomerat się tworzy, a tak naprawdę rozejdziemy się do dwóch grup politycznych, czyli do grupy Europejska Partia Ludowa (to PO i PSL), właśnie do Socjalistów i Demokratów – SLD, a Nowoczesna ewentualnie do liberałów. Dziś to są podstawowe siły, które stanowią większość w parlamencie europejskim – wbrew którejkolwiek z tych grup trudno zrobić cokolwiek. My w Parlamencie Europejskim nauczyliśmy się żyć razem, niczego się tam nie traktuje jako rzeczy egzotycznej, różnorodność jest normalna. Liberałowie i chadecy oczekują naszego wsparcia w jakichś rozwiązaniach, a my oczekujemy pomocy w pakiecie socjalnym.

Na Radzie Krajowej SLD występowali główni kandydujący, pan też należy do tego grona – „jedynka” w Zachodniopomorskim i Lubuskim, ale byli także Włodzimierz Cimoszewicz, kandydujący z Warszawy, Leszek Miller, Marek Belka, czy to jest powrót do starego SLD?

– Nie, to nie jest powrót do starego SLD, to jest pokazanie naszej determinacji w sytuacji, gdy wyjdzie z Unii Wlk. Brytania. Wtedy Polska będzie kolejnym, największym krajem członkowskim. Mamy dość wypowiedzi tego typu, że w coś wątpimy, czemuś się przeciwstawiamy, coś kwestionujemy. Stale Polska jest podejrzana o to, że może wyjść z UE, albo, że może będzie chciała pozostać, ale jako państwo stowarzyszone, trochę obce. My uważamy, że tym bardziej w takiej sytuacji powinniśmy być w głównym nurcie UE, powinniśmy także – jako kraj – skorzystać na tym.

I tylko to doświadczone pokolenie polityków SLD gwarantuje taki wizerunek?

– W tej chwili, patrząc na zasoby, które mamy, wydaje się, że to jest najlepszy dobór. Zresztą używano takiej formuły na posiedzeniu Rady Krajowej, że rzeczywiście młodzi mogą biegać dłużej, prędzej, ale doświadczeni wiedzą, dokąd należy dotrzeć – może niekoniecznie biegnąc – konsekwentnie idąc w odpowiednim kierunku. Połączenie tych cech ma sens. Popatrzmy na całą koalicje – wiekowo będziemy zróżnicowani, np. na naszych listach mamy nr 2 w Katowicach, który jest przedstawicielem jednego pokolenia niżej niż ja.

Marek Balt, ale za to z kobietami dość słabo.

– Z kobietami na listach w ogóle, jest zupełnie przyzwoicie.

Na biorących miejscach? Wiadomo, że to jest najważniejsze.

– Byłbym ostrożniejszy z tymi miejscami biorącymi. Mamy przykład, że ktoś był na miejscu tzw. niebiorącym i mandat uzyskał, a ktoś, choć był bardzo znany i na miejscu „biorącym” – przepadł.

Która kobieta z SLD mogłaby wywalczyć mandat?

– Myślę, że pani Małgorzata Szmajdzińska ma szanse, to jest 3 miejsce na Dolnym Śląsku, gdzie jej nazwisko dużo znaczy. Na Dolnym Śląsku realne są 3 mandaty dla Koalicji Europejskiej. Nie wykluczałbym także mandatu w Lublinie, bo tam też może się zdarzyć przyjemna niespodzianka.

Jeśli będą jakieś przyjemne niespodzianki, to ile obstawiałby pan mandatów dla SLD?

– Myślę, że utrzymamy stan posiadania, czyli 5 mandatów.

To będzie sukces Włodzimierza Czarzastego?

– To będzie nasz wspólny sukces. Popatrzmy: PO, która ma dziś 18 mandatów, (było 19, ale Jacek Saryusz-Wolski odłączył się), PSL 4 mandaty i my – 5. Łącznie byłaby prawie połowa polskiego składu, czyli 51 posłów w parlamencie europejskim. Chcielibyśmy jeszcze zwiększyć ten stan i nie ukrywam, że oczekujemy na premię za tą koalicję. Może być 52 mandat, a to jest zależne od tego, czy Wielka Brytania pozostanie w UE i jak długo pozostanie. 13 kwietnia dowiemy, czy to będzie możliwe.

Jak obserwuje pan kolegów eurodeputowanych z Wielkiej Brytanii, to siedzą już na walizkach? Myślę o tych, którzy reprezentują opcję proeuropejską. Czy może jeszcze walczą, jeszcze maja nadzieję, że coś się nagle stanie i pozostaną?

– Mamy 20 laburzystów w mojej grupie politycznej i oni wciąż mają nadzieję, że Wielka Brytania koniec końców nie wyjdzie z UE, że teraz się rzecz odwlecze, poproszą o dwa lata przedłużenia, w tak zwanym międzyczasie upadnie rząd Theresy May i będzie nowe referendum, które skasuje wynik poprzedniego referendum. Nigel Farage, który był sprawcą całego zamieszania, reprezentuje pogląd, że najlepiej jakbyśmy zostali – „ja tu będę miał swoją pozycję, dalej będę walczył z UE, a Unia będzie mi za to płaciła”. Myślę, że po stronie brytyjskiej nastąpiło bardzo dalekie otrzeźwienie – już przecież opuszczają Wlk. Brytanię różne europejskie agencje – chociażby agencja bankowa i agencja do spraw leków. Cztery wielkie firmy produkujące samochody zapowiedziały wyjście z Wielkiej Brytanii, komercyjne banki. Oni wszyscy muszą dokądś pójść, gdzieś muszą mieć nowe siedziby. Chciałbym, żeby Polska mogła im skutecznie zaoferować współpracę. Polska jest porządnym statecznym partnerem, dlaczego nie do Polski?

Czy wyjście tak dużego kraju jak Wielka Brytania, przyniesie straty? A może po prostu inni się tak rozepchną, że liczba ważnych członków komisji się wcale nie zmniejszy?

– Liczba parlamentarzystów się zmniejszy. Gdy Wielka Brytania wyjdzie, będzie nas 705 osób – z perspektywą na kolejne 6 państw bałkańskich, które oczekują na dołączenie do UE. Liczba komisji zostanie taka sama, sposób powoływania komisji taki sam, liczebność komisji proporcjonalnie się zmniejszy, reszta mechanizmów pozostaje niewzruszona. W taki sam sposób będzie się postępować przy rozdziale funkcji.

A pieniądze?

– Pieniądze zostają, tylko w całym budżecie o 60 miliardów euro mniejsze – mówimy o dopłatach bezpośrednich. Ale mamy kilka powodów zabiegania o nowe pieniądze. Pierwszy – to jest 25 miliardów euro, które w perspektywie finansowej 2021-2027, są zapisane pod hasłem „programy dostosowawcze do

przystąpienia do strefy euro”. Sześć państw jest poza strefą euro, w tym Polska, to jest więcej niż 50 proc. potencjału wszystkich państw nowych. Spróbujmy rozpocząć rozmowy, spróbujmy skorzystać z tych środków. Możemy trochę „porandkować” w tej sprawie, bez przesądzania, co i jak. Pomyślmy, co daje nam przystąpienie do strefy euro i jakie są mankamenty tego rozwiązania, ale również, jakie są skutki nieprzystąpienia do strefy euro.. Inaczej mówiąc nie traćmy kontaktów. Drugi tytuł do pieniędzy, to jest 35 miliardów euro na europejski przemysł zbrojeniowy. Chcemy w UE zacząć myśleć o tworzeniu zunifikowanego przemysłu zbrojeniowego. Do tego dochodzi 7 miliardów na infrastrukturę transportową.

A kto tę broń będzie kupował, bo nie ma na razie europejskiej armii?

– Za 4 lata będzie europejska armia, licząca 8 tysięcy żołnierzy do ochrony granic, ale broń tak i tak kupują armie narodowe, każda gdzie indziej – we Francji, Niemczech czy Wielkiej Brytanii. Ona jest zupełnie technologicznie niekompatybilna.

Dziękuję za rozmowę.

/”Rzeczpospolita”  01.04.2019 r. /