To bardzo ważne zdanie w świetle ostatnich wydarzeń, które wstrząsnęły Strasburgiem.
Zjeżdżaliśmy z całej Europy na kolejną sesję parlamentu, nie mając pojęcia, że 29-letni Chérif Chekatt, urodzony w Strasburgu Francuz marokańskiego pochodzenia, postanowił, że właśnie tego wieczoru swoją wojnę z policją uczyni wojną niewinnych ludzi. Był już skazywany we Francji i Niemczech za przestępstwa kryminalne. Służby miały go na oku, gdyż uważały go za islamskiego ekstremistę.
Uprzedził aresztowanie – zaczął strzelać na strasburskim, bożonarodzeniowym jarmarku. Według francuskich służb specjalnych terroryści już kilka razy w tym właśnie miejscu planowali atak. Za każdym razem udawało się zamachy udaremnić. Nie tym razem jednak. Chérif Chekatt zabił trzy osoby, a 12 ranił – w tym obywatela polskiego.
W siedzibie Parlamentu Europejskiego natychmiast, gdy tylko dowiedzieliśmy się, co się dzieje, uruchomiliśmy procedury przewidziane na takie okazje. Tak, jak władze francuskie ogłosiły tzw. „Biały plan” oznaczający stan pełnej gotowości dla służb ratunkowych i szpitali, także służby odpowiedzialne za bezpieczeństwo obiektów PE i parlamentarzystów uruchomiły podobne procedury. Gmach Parlamentu został zablokowany. Nikt nie mógł opuścić budynku, pracowników ostrzeżono SMS-ami, o sytuacji poinformowano parlamentarzystów.
Jako wiceprzewodniczący Parlamentu, w ścisłym porozumieniu z przewodniczącym, nadzoruję całą problematykę bezpieczeństwa gmachów, pracowników i parlamentarzystów. Jesteśmy w tej sprawie skrupulatni, dobrze wyposażeni i przygotowani.
Teraz, dobę po zamachu, szok wczorajszej nocy w Strasburgu powoli mija. Ja spędziłem ją w biurze. O 7 rano wyszedłem tylko na dwie godziny do hotelu, żeby się odświeżyć i przebrać. Wracając zauważyłem, że życie w przy Placu Kleber – miejscu ataku – toczyło się już normalnie. Parlament bezpiecznie pracował wczoraj do północy, a dzisiaj od 10 rano zgodnie z agendą przyjętą wcześniej. Toczyły się debaty, wystąpił Prezydent Cypru, wręczono Nagrodę Sacharowa, odbyły się kilkugodzinne głosowania.
Słyszałem oczywiście opinię jednego z polskich europarlamentarzystów, że dopuściliśmy się „skandalicznego panikarstwa”, bo przecież to był „tylko jeden człowiek ze strzelbą.”
„Tylko jeden człowiek ze strzelbą”?… Jak podają świadkowie terrorysta zaczął strzelać już na moście koło jarmarku, gdzie nie było ochroniarzy sprawdzających, czy przychodzący ludzie nie mają przy sobie ukrytej broni bądź ładunków wybuchowych… Zatem zamachowiec dobrze przemyślał całą akcję, tu nie było nic przypadkowego. Wybrał miejsce, które dawało mu szanse na skuteczny atak i czas, kiedy na ulicach było dużo ludzi – bezbronnych celów. To nie wszystko – potrafił wykorzystać panikę i uciec – wskoczył do taksówki i grożąc kierowcy bronią kazał mu jechać. Taksówkarz powiedział później policji, że terrorysta, którego zawiózł do sąsiedniej dzielnicy, był ranny, bardzo krwawił. Mimo to pościg i poszukiwania nie dawały rezultatu… Czy ranny człowiek może dokonać czegoś takiego bez pomocy innych? Ilu ich było? I czy tylko zabezpieczali zamachowcowi drogę odwrotu, czy może mieli również inne zadania?
Czy w tamtym momencie, ktoś potrafiłby dać gwarancje, że celem nie jest też europarlament lub europarlamentarzyści? Czy w tamtym momencie, ktoś mógł zagwarantować, że zamachowców nie ma w środku budynku?
Tylko natychmiastowe i skuteczne działanie europejskich służb gwarantowało bezpieczeństwo osób przebywających w europarlamencie. Czy takie działanie można nazwać „skandalicznym panikarstwem”? Widać można, ale kto wie, czy nasz rodak – tak oburzony chwilowymi ograniczeniami – nie zawdzięcza im życia? Nigdy tego nie będziemy wiedzieli na pewno.